euroregion.gif
19
gru
2014

Niemcy mówią, że nas lubią (Artykuł z Gazety Lubuskiej z dnia 16.12.2014r.)

autor: Mariusz Welman 

-Euroregion Sprewa-Nysa-Bóbr został utworzony w 1993 r. Czy jego działalność przyczyniła się do integracji społeczeństw po obu stronach granicy?

- Zacznę od tego, że nasze badania pokazały, jak zasadniczo zmieniła się funkcja Euroregionu, jako instytucji, a także jak bardzo mienił się zakres i częstotliwość  współpracy polsko-niemieckiej. Na początku lat 90. te kontakty dla zwykłego obywatela miały przede wszystkim handlowy charakter. Na poziomie instytucji wszystko się dopiero „rozkręcało”.

Relacje polsko-niemieckie między organizacjami pozarządowymi i instytucjami należały do wyjątków. Wtedy rola Euroregionu, jako instytucji zachęcającej, pomagającej, czasami wręcz stymulującej próby wchodzenia w różnego rodzaju formy współpracy, była bardzo istotna.

- Dziś nie jest?

- Dziś nadal w tym zakresie Euroregion jest bardzo aktywny, wspierający, ale istotnym elementem jego funkcjonowania jest także dystrybucja środków finansowych przeznaczanych na realizację projektów polsko-niemieckich. Pewne elementy współpracy  ostały oddemonizowane, bo obie strony już tak bardzo się siebie nie boją. Poziom wzajemnego zaufania jest wyższy niż był wcześniej. W związku z tym Euroregion może się spokojnie zająć stwarzaniem ram dla tej współpracy. Bo jakby nie patrzeć, środki jakie dystrybuuje Euroregion, służą temu, żeby tej współpracy było więcej.

- Czy kiedyś taka instytucja, jak Euroregion, przestanie być potrzebna?

-W perspektywie najbliższych lat na pewno tak się nie stanie. Kto wie, czy nie będzie nawet potrzebny bardziej niż wcześniej ze  względu na tendencje, które się pojawiają w obu krajach. Myślę o radykalizowaniu się poglądów. Jeśli stałoby się tak, że  nacjonalistyczne tendencje się wzmocnią, to tym bardziej Euroregion będzie potrzebny, jako jedna z instytucji sprzyjających wzajemnym przyjaznym kontaktom.

-W raporcie znalazłam dane dotyczące wzajemnego nastawienia do siebie Polaków i Niemców na terenach przygranicznych. Zaskoczyło mnie, że o ile aż 83,5 proc. Niemców deklaruje sympatię do Polaków, to tylko 38,7 proc. Polaków deklaruje sympatię do Niemców. Aż 52,7 proc. mówi o stosunku obojętnym

- Gdybyśmy obserwowali zmiany w poziomach sympatii wzajemnej, patrząc np. na dane CBOS-u, to w latach 90. Niemcy, delikatnie mówiąc, nie byli przez nas lubiani, ale poziom sympatii stopniowo wzrasta. W naszych badaniach wyszło, że  niezależnie od tego, że w polsko-niemieckich kontaktach jeszcze wiele jest do zrobienia, to mieszkańcy pogranicza deklarują wyższy poziom wzajemnej akceptacji. To dotyczy i Polaków, i Niemców. Czyli hipoteza, że te wzajemne kontakty, nawet tylko te handlowe, sprzyjają większemu otwarciu na sąsiada, potwierdza się.

- Mniej się siebie boimy?

-To się nam potwierdziło. Choć poziom akceptacji jest zróżnicowany ze względu na wiek.

-Właśnie o to chciałam spytać, bo zauważyłam w raporcie, że najmniej lubią Niemców ludzie starsi, co byłoby

jakoś zrozumiale, ale i najmłodsi. Trochę tego nie rozumiem.

- Dla nas to też było zaskoczenie. Ten element wymaga dalszych badań. Ale może to jest też wynik tego, że w ogóle młode pokolenie nam się radykalizuje. To widać chociażby w związku z wynikami wyborów, z sympatiami, jakie się tam pojawiają do pewnych opcji politycznych. Być może części młodego pokolenia jest potrzeba czarno – białego prezentowania

świata? Nasze badanie ankietowe nie miało aż tak dogłębnego charakteru, by to rozstrzygnąć.

-A może skoro po niemieckiej stronie pojawiają się ruchy faszystowskie, to nasi młodzi na pograniczu też się radykalizują?

-Nie ryzykowałabym takiego stwierdzenia, bo to zjawisko dotyczy właściwie całego kraju. Czy tutaj jest silniejsze, trudno ocenić. Rozpoczynając badanie, przyjęliśmy założenie, że Polacy na pograniczu im młodsi, tym będą bardziej otwarci na sąsiadów. Stąd nasze późniejsze zaskoczenie.

- Łatwiej byłoby się młodym poznać i porozumieć, gdyby nie bariera językowa...

-Nie tylko młodym. Trochę zaskakujące, że przy tak bliskim sąsiedztwie, tak niewiele osób chce się uczyć niemieckiego. Niemcy uczący się polskiego to Tym bardziej wyjątki. Choć są pozytywne przykłady, np. Uniwersytet Trzeciego Wieku z Kargowej, współpracujący z odpowiednikiem po stronie niemieckiej. Kontakty są tak ożywione, także na płaszczyźnie prywatnej, że Niemcy zaczęli się uczyć polskiego, żeby choć troszkę móc się komunikować bez tłumacza.

- Czy dzięki sąsiedztwu i wszelkiego typu nadgranicznych kontaktom następuje wzrost zainteresowania sąsiadami?

Czasem można odnieść wrażenie, że wielu z nas, Polaków, już zaspokoiło swoją ciekawość.

-To prawda, bo byliśmy tam, obejrzeliśmy. Na wielką egzotykę  nie możemy liczyć. Jeśli nie zdecydujemy się wejść na bardziej zaawansowany poziom zainteresowania, uczestnicząc np. w wydarzeniach kulturalnych czy prowadząc tam biznes, to pozostaje poziom zakupów.

Choć widać też nowy nurt –wzrasta zainteresowanie, obopólne, ofertą turystyczną. Polacy bardzo chętnie korzystają z niemieckiej infrastruktury, choćby ze ścieżek rowerowych. Wynika to z naszych wcześniejszych badań realizowanych przez Lubuski Ośrodek Badań Społecznych.

-A wracając bezpośrednio do Euroregionu... Jego polska część jest chyba większa niż niemiecka.To jakiś problem?

- Dysproporcja terytorialna, jeśli chodzi o Euroregion Sprewa Nysa Bóbr, jest rzeczywiście duża.To dokuczliwe dla Polaków, którzy chcąc realizować wspólny projekt,muszą znaleźć partnera na terenie Euroregionu. A skąd ta dysproporcja? Może stąd, że Polacy byli na pierwszym etapie mocniej zainteresowani udziałem w tym projekcie niż Niemcy? Myśmy aspirowali w stronę Zachodu. Oni patrzyli na nas jak na mniej atrakcyjnego sąsiada. To się zmienia, ale przecież nie tak szybko.

- Dziękuję.